FACEBOOK |

kontakt



Ośrodek Działań Ekologicznych „Źródła”
ul. Zielona 27, Łódź
tel. 42 632 3118
www.zrodla.org

sponsorzy

Projekt „Aby dojść do źródeł, trzeba płynąć pod prąd” o wartości całkowitej 433.900 zł dofinansowany jest w kwocie 378.880 zł ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a jego część pod nazwą „Łodzią po skarb – gra miejska i warsztaty dla uczniów dotyczące ochrony wód” o wartości ogólnej 43.458 zł jest dofinansowana w formie dotacji ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi w kwocie 25.050 zł (słownie: dwudziestu pięciu tysięcy pięćdziesięciu złotych).

Zgodnie z wymogiem WFOŚiGW musimy też podać w tym miejscu link do strony www.zainwestujwekologię.pl



patroni



1,5% podatku na zieloną edukację



Woda – doskonały pomysł na biznes?


Dwa atomy wodoru i jeden tlenu dają życie. Cząsteczka, którą możemy przedstawić za pomocą chemicznego wzoru H2O, nie posiada substytutu. Jest niezbędna do przetrwania i stanowi podstawowy budulec ludzkiego ciała – aż dwie trzecie naszego ciała składa się z wody. Jesteśmy w stanie zapłacić za nią każdą cenę, nawet najbardziej absurdalną, przerażająco wysoką.

Już w XVIII wieku Adam Smith, ojciec ekonomii, pisał o pewnym paradoksie – woda, która ma zasadnicze znaczenie dla naszego życia, uważana jest za dobro bez ekonomicznej wartości. Natomiast diament, którego nie potrzebujemy do przetrwania, ceni się bardzo wysoko. Tym tropem poszły transnarodowe korporacje, które zobaczyły w wodzie źródło potencjalnego zysku.

Komercjalizacja wody – argumenty zwolenników

Cytując amerykański magazyn „Fortune”: woda „może być tym dla XXI wieku, czym ropa naftowa dla wieku XX”. Bank Światowy oszacował wartość wody na bilion dolarów rocznie. To właśnie ta instytucja wraz z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz trzema największymi korporacjami posiadającymi sieci wodociągowe (Suarez, Vivendi, RWE Thames Water) prowadzą od wielu lat kampanię na rzecz prywatyzacji wody. Uchwalenie w 1992 roku przez ekspertów zajmujących się tematyką wodną Deklaracji Dublińskiej (The Dublin statement on water and sustainable development) przyczyniło się do umocnienia wśród polityków idei komercjalizacji wody. Zgodnie z tym dokumentem wodę uznano za dobro ekonomiczne o określonej wartości, które powinno być dostarczane według zasad gospodarki rynkowej. Wyraźnie jednak zastrzeżono, że cena wody powinna być osiągalna dla każdego człowieka, jako że jest dobrem podstawowym i niezbędnym do życia. Od tego czasu zachodziła zmiana w międzynarodowej polityce dotyczącej tego podstawowego zasobu, a za najlepsze rozwiązanie problemu niedoborów coraz częściej uznawano komercjalizację.

Zwolennicy Deklaracji Dublińskiej głoszą, że w krajach słabo rozwiniętych, gdzie władza jest skorumpowana, jedynym rozwiązaniem zapewniającym dostawy wody do mieszkań oraz odpowiednie zarządzanie zasobami jest oddanie ich w ręce szeroko pojętego biznesu. Zwolennicy zaangażowania sektora prywatnego (korporacje, prywatni przedsiębiorcy, agencje pomocowe, rządy i samorządy wielu państw) twierdzą, iż prywatyzacja zasobów wodnych przyczynia się do podniesienia ich wydajności, obniżenia cen, poprawy jakości zarządzania wodą oraz zwrotu poniesionych kosztów inwestycyjnych. Wielkie koncerny międzynarodowe przekonują, że dzięki zwiększeniu produktywności sektora będą w stanie unowocześnić oraz rozwinąć sieć wodną. Ich zdaniem właśnie ten ostatni punkt powinien mieć decydujące znaczenie dla ponad miliarda ludzi, którzy nie posiadają dostępu do bezpiecznej, czystej wody.

A jak to wygląda w praktyce?

O czym zapominają wspomnieć zwolennicy komercjalizacji wody? Korporacje międzynarodowe – jak wszystkie firmy – są nastawione na osiąganie zysku, a nie na zaspokajanie potrzeb ludzkości. Odpowiedzialność przed udziałowcami często zmusza je do zarządzania zasobami wodnymi w sposób mniej zrównoważony. Jak już pokazały przykłady z życia, po prywatyzacji jakość wody spada, cena wzrasta, a obiecane inwestycje w sieci wodno-kanalizacyjnej prawie nigdy nie zostają spełnione. Szybkiego zysku, na jakim zależy inwestorom, nie da się bowiem osiągnąć, inwestując w nową sieć wodociągową, ponieważ wymaga ona ogromnych nakładów kapitału.

Poza prywatyzacją publicznych wodociągów można wskazać wiele innych metod komercjalizacji wody jak: butelkowanie, monopol technologiczny na wydobycie surowca i jego oczyszczanie, budowa tam, zapór, zmiany kierunku rzek. Rynek butelkowanej wody rośnie w tempie 20 procent rocznie, przynosząc ogromne zyski korporacjom i przyzwyczajając nas do koncepcji wody jako towaru nieróżniącego się zasadniczo od innych. Reklamy starają się nas przekonać, że powinniśmy pić dwa litry wody dziennie, aby zdrowo i szczupło wyglądać. Symbolem zdrowego stylu życia stała się kupiona w sklepie i towarzysząca nam stale butelka wody.

Dla goniących za zyskiem korporacji transnarodowych nie ma rzeczy niemożliwych. Można przecież opodatkować deszcz, zabronić zbierania deszczówki, zakazać kopania studni bez zezwolenia (Boliwia, Stany Zjednoczone), wystawić rachunek chilijskim kompaniom miedziowym i kolejom za korzystanie z rzeki (Boliwia i Chile) albo wypompować wodę, a przy tym osuszyć źródła oraz rzeki w celu produkcji markowego napoju Coca-Cola (Indie). Doświadczenie prywatyzacji wody mają już za sobą m.in. takie kraje Południa jak Argentyna, Boliwia, Filipiny, Indonezja, Tanzania.

Prywatyzacja wody w Boliwii została wymuszona przez Bank Światowy. W 1997 roku oznajmił on władzom, że jeśli nie sprywatyzują wodociągów w Cochabambie, La Paz i El Alto, nie udzieli im pożyczki na rozwój gospodarki wodnej. Celem miało być zapewnienie mieszkańcom Boliwii dostępu do wody pitnej i kanalizacji. Skutek był jednak odwrotny, w samym El Alto odcięto od wody prawie 208 tysięcy ludzi. W 1999 roku rząd Boliwii sprywatyzował wodociągi miasta Cochabamba. Po sprzedaniu firmie Bechtel (działającej w ramach konsurcjum Aguas del Tunari) publicznej elektrowni wodnej w mieście Cochabamba ceny wody natychmiast wzrosły, o 200 procent. W kraju, gdzie pensja minimalna wynosiła mniej niż 60 dolarów, wiele osób otrzymało rachunek za wodę opiewający na 20 dolarów. Firma pobierała nawet opłaty za wodę deszczową zbieraną w beczkach przy domu i za wodę w studniach. Wybuchła ,,wojna o wodę’’ (guerra del aqua), mieszkańcy miasta masowo wyszli na ulice, byli zabici i ranni. Ogłoszono strajk generalny. Bechtel został zmuszony opuścić kraj. W 2000 roku prywatyzację wody unieważniono.



"Bez wody nie ma życia". Międzynarodowe Targi Wody, w 10 rocznicę wodnej wojny w Cochabamba, Boliwia. Źródło

Co się dzieje na naszym podwórku?

Unia Europejska zaczyna prowadzić zakulisowe gry o sprywatyzowanie wody pitnej, a kraje strefy euro, które objął kryzys gospodarczy, zmusza się do sprzedaży i prywatyzacji państwowych firm dostarczających wodę. Komisja Europejska poprzez politykę koncesyjną otwiera drzwi prywatnemu biznesowi. Silne lobby francuskich i niemieckich potentatów zaczyna przynosić efekty.

Z drugiej strony, mamy do czynienia z wyraźnym oporem mieszkańców wobec prywatyzacji infrastruktury wodnej. Berlińczycy, niezadowoleni z cen i jakości usług, zdecydowali w referendum w 2011 roku o powrocie wodociągów w ręce publiczne. Ze sprzeciwem spotkał się również pomysł sprywatyzowania firmy Canal de Isabel II, zarządzającej zasobami wodnymi Madrytu.

Dostęp do wody jest prawem człowieka

W dyskusji o wodzie w opozycji do korporacji transnarodowych stoją ludzie, którzy traktują wodę nie jako towar, lecz jako dobro wspólne. W 2010 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję, według której dostęp do czystej wody i warunków sanitarnych należy do praw człowieka. Punkt siódmy Milenijnych Celów Rozwoju stawia sobie za cel zmniejszenie o połowę liczby ludzi pozbawionych stałego dostępu do czystej pitnej wody.

Głównym problemem na świecie nie jest bowiem brak wody, lecz dostęp do wody i jej dystrybucja. Np. w mieście Meksyk 3 procent najbogatszych domów zużywa 60 procent wody, a 50 procent najbiedniejszych – zaledwie 5 procent. Biedni muszą zadowolić się kilkoma godzinami wody w kranie lub – jak mieszkańcy biednej dzielnicy Iztapalapa – napełniać przydomowe zbiorniki z podstawianych przez miasto beczkowozów. Równocześnie bogata dzielnica San Ángel ma nieograniczony dostęp do wody, a tysiące litrów wody codziennie podlewa przystrzyżone równo trawniki. Prywatyzacja nie jest tu rozwiązaniem, czego dowiódł przykład borykającego się z podobnym problemem miasta Saltillo. Koncern przejął tam wodę, czego efektem był wyłącznie spektakularny wzrost rachunków.

Woda staje się przedmiotem spekulacji i rynkowej walki, ponieważ przedsiębiorstwa dostrzegły miliardowy zysk w czymś, co powinno być dostępne dla ogółu. Dla prywatnego podmiotu gospodarczego woda jest takim samym towarem jak diament, elektryczność czy chleb. Dla pojedynczego człowieka jest niezbędna do tego, by przetrwać. Jej komercjalizacja rzadko przynosi korzyści społecznościom lokalnym, za to zagraża realizacji podstawowych praw człowieka.

Justyna Adamiak



Dowiedz się więcej o:
- wodzie jako prawie człowieka: Nieoczywiste związki – woda a prawa kobiet
- butelkowaniu wody: Z butelki czy z kranu?