Wakacyjny rachunek za wodę
FACEBOOK |

kontakt



Ośrodek Działań Ekologicznych „Źródła”
ul. Zielona 27, Łódź
tel. 42 632 3118
www.zrodla.org

sponsorzy

Projekt „Aby dojść do źródeł, trzeba płynąć pod prąd” o wartości całkowitej 433.900 zł dofinansowany jest w kwocie 378.880 zł ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a jego część pod nazwą „Łodzią po skarb – gra miejska i warsztaty dla uczniów dotyczące ochrony wód” o wartości ogólnej 43.458 zł jest dofinansowana w formie dotacji ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Łodzi w kwocie 25.050 zł (słownie: dwudziestu pięciu tysięcy pięćdziesięciu złotych).

Zgodnie z wymogiem WFOŚiGW musimy też podać w tym miejscu link do strony www.zainwestujwekologię.pl



patroni



1,5% podatku na zieloną edukację



Wakacyjny rachunek za wodę


Wydatki na podróże, noclegi i posiłki, które ponosimy na wakacjach to tylko znikoma część faktycznych kosztów, związanych z naszym wypoczynkiem. Są jeszcze koszty ukryte – głównie środowiskowe. Opuszczając wakacyjne kurorty, rzadko mamy świadomość, że zostawiamy po sobie wiele nieuregulowanych rachunków. Jednym z najwyższych jest ten za wodę. Kto go spłaca i jakim kosztem?

„Jestem turystą” – tak może powiedzieć o sobie już prawie co czwarta osoba na świecie. Według szacunków Światowej Organizacji Turystyki do 2020 roku ma nas być 1,6 miliarda. Ruszamy w świat w poszukiwaniu beztroski, przygód i niezapomnianych wrażeń. Podróżujemy do miejsc, które – jak wierzymy – pozwolą nam oderwać się od codziennych kłopotów. W tym oderwaniu od zwykłego życia łatwo się jednak zatracić. Przyglądając się przemysłowi turystycznemu nietrudno zauważyć, że przeciętny turysta równie chętnie zapomina o problemach, które zostawił w domu, jak i o tych, których przysparza swoją podróżą – głównie środowisku naturalnemu i lokalnym społecznościom.

W 2013 roku Światowy Dzień Turystyki, organizowany przez World Trade Organization, odbywał się pod hasłem „Turystyka i woda. Chroniąc naszą wspólną przyszłość”. Więcej na: World Tourism Day

Tymczasem turystyka to przemysł, którego pragnienie trudno ugasić, mimo że zużywa mniej niż 1% globalnych zasobów wody. Może się wydawać, że to niewiele – choćby w porównaniu z rolnictwem, które pochłania ich aż 70%. Trzeba jednak pamiętać, że ruch turystyczny skoncentrowany jest w głównie w miejscach, charakteryzujących się bardzo wysokimi temperaturami i długim okresem bezdeszczowym. Na takich terenach wartość wody liczy się inaczej. Jest o wiele cenniejsza niż w krajach o klimacie umiarkowanym, takich jak Polska, gdzie woda wartko płynie z kranu bez względu na porę roku i liczbę dni, które minęły od ostatniego deszczu. Co gorsza, właśnie w najgorętszych i najmniej obfitujących w wodę okresach roku wypada tam zazwyczaj szczyt sezonu turystycznego. Właśnie wtedy, kiedy wody jest najmniej, zapotrzebowanie na nią bywa rekordowe.

Kiedy globalny 1% zużycia wody odniesiemy do konkretnych miejsc podróży turystycznych, wskaźnik ten gwałtownie rośnie – np. do 7,3% na Malcie czy 4,8% na Cyprze. Sprowadzenie abstrakcyjnych procentów do życiowej praktyki oznacza, że turyści pochłaniają znaczną część zasobów wody pitnej dostępnej w tych miejscach, a co za tym idzie – odczuwalnie ograniczają jej dostępność dla tubylców. Kiedy więc mówimy o zużyciu wody w turystyce, ważne jest, by nie tracić z oczu tego lokalnego wymiaru. Zużycie, które w globalnym rozrachunku może wydawać się nieznaczące, w konkretnych rejonach świata – chętnie odwiedzanych przez turystów – okazuje się palącym problemem na wielką skalę. Tak jest np. w rejonie Morza Śródziemnego, najchętniej odwiedzanego rejonu turystycznego na świecie. W hiszpańskiej Granadzie turyści już teraz zużywają siedmiokrotnie więcej wody niż stali mieszkańcy, a przeciętna wioska turystyczna na wybrzeżu Morza Śródziemnego konsumuje dwukrotnie więcej wody niż ta, do której turyści nie zaglądają.

Tossa de Mar (Costa Brava, Hiszpania) – jeden z tysięcy oblężonych przez turystów śródziemnomorskich kurortów.

Sprawę pogarsza fakt, że podczas wakacji mamy tendencję do zużywania zdecydowanie większej ilości wody niż w domu. Ocenia się, że turyści wykorzystują jej wtedy dwukrotnie lub nawet trzykrotnie więcej. Statystyczny Polak, zużywający na co dzień 150 litrów wody, na urlopie w Egipcie, Hiszpanii czy Włoszech beztrosko konsumuje jej aż 400 litrów dziennie. Dużo? Owszem, ale część badaczy i tak uważa te wskaźniki za zaniżone. Dowodzą, że przeciętny turysta zużywa nawet do 2 tysięcy litrów wody dziennie. Do tego dodać można nawet 5 tysięcy litrów „wody wirtualnej” – wykorzystanej do transportu oraz produkcji, głównie jedzenia. Przecież warunkiem koniecznym, aby wakacje uznać za udane, jest stół uginający się od egzotycznych smakołyków. Ich produkcja i transport do kurortów pochłania olbrzymie ilości wody. Sama produkcja paliw (nie tylko tradycyjnych, ale też biopaliw) jest jednym z bardziej wodochłonnych przemysłów na świecie. Jeśli chcesz zachować dobry nastrój, lepiej nie sprawdzaj, ile paliwa zużywa samolot, którym wybierasz się na wakacje... Nie lepiej sprawa wygląda, kiedy przyjrzymy się produkcji cementu (pochłania 17% światowych zasobów wody). Co ma cement do naszych wakacji? No cóż, bez niego nie stanąłby przecież żaden hotel... Przykłady na takie ukryte zużycie wody, z którego rzadko zdajemy sobie sprawę, można mnożyć.

Świadomość, że to nie my będziemy płacić rachunek, oraz przekonanie o tym, że na wakacjach nie trzeba sobie niczego odmawiać, sprawia, że wodę lejemy chętnie i szerokim strumieniem. Gdyby mieszkańcy odwiedzanych przez nas krajów pozwalali sobie na co dzień na podobną rozrzutność co my, ich kraje już dawno dotknąłby poważny kryzys wodny. Jednak turystyka to często główne źródło utrzymania lokalnych społeczności. Dlatego mieszkańcy wakacyjnych rajów bez słowa protestu napełniają wielkie baseny w kurortach, obficie podlewają hotelowe trawniki i pola golfowe, nie żałują nam wody na piąty prysznic tego samego dnia i codziennie piorą (wciąż czyste przecież) ręczniki. W ten sposób hotele stają się rajskimi enklawami, nad którymi unosi się odświeżająca mgiełka wody ze zraszaczy, a najpoważniejszym dylematem zmęczonego upałem turysty staje się ten, czy ochłodzić się w basenie, pod prysznicem, czy pijąc mrożoną herbatę.

Kompleks basenów hotelowych na Bali. Takie miejsca jak to, doskonale wpisują się w oczekiwania turystów i są urzeczywistnieniem złotej zasady 3 x S – sun, sea, sand (słońce, morze, piasek).

Kilka ulic dalej, w dzielnicach zamieszkanych przez tubylców, dylematy bywają zgoła inne – zrobić pranie czy umyć naczynia? Woda jest droga i reglamentowana, trzeba więc dokonywać rozważnych wyborów. Widoki za oknem też trudno porównywać do tych z hotelu – mikre, spalone na wiór trawniczki wokół domów w niczym nie przypominają tropikalnych gajów, którymi otoczone się hotele. Tak jest w wielu kurortach, lecz turyści rzadko to dostrzegają, bo zazwyczaj nie opuszczają przeznaczonych dla nich dzielnic, położonych nad samym morzem. A tam robi się wszystko, aby nie zauważyli jakichkolwiek lokalnych deficytów.

Turystyka odpowiedzialna jest nie tylko za bardzo wysokie zużycie wody, ale często także za jej poważne zanieczyszczanie. Wciąż nie brakuje hoteli, które wypuszczają ścieki prosto do najbliższego zbiornika wody – morza czy jeziora. Dzieje się tak szczególnie w krajach Globalnego Południa, gdzie standardy środowiskowe albo nie istnieją, albo są bardzo niskie i słabo egzekwowane. Na Karaibach jeszcze w latach dziewięćdziesiątych (z tego okresu pochodzą ostatnie badania) około 80 do 90% ścieków z hoteli trafiało bezpośrednio do morza. A kraje Globalnego Południa – ciepłe, niedrogie i wciąż słabo poznane – są atrakcyjnym i szybko wrastającym rynkiem turystycznym. Czy rozwój infrastruktury wodnej nadąży za rosnącą popularnością takich kierunków podróży? Trudno być w tej sprawie optymistą.

W wielu miejscach nierozwiązanym problemem pozostają też mariny. Bogacenie się społeczeństw i związany z nim wzrost popularności turystyki jachtowej spowodował powstawanie wielu nowych lub rozrastanie się istniejących przystani. Największe z nich potrafią przyjąć kilka tysięcy jednostek. Wiele przystani nie ma jednak odpowiedniej infrastruktury wodno-kanalizacyjnej, więc ścieki z łódek trafiają wprost do wód przybrzeżnych, zanieczyszczając je, drastycznie ograniczając bioróżnorodność zbiornika wodnego i degradując bardzo wrażliwe rafy koralowe. Wymownym przykładem jest jezioro Como – jedno z najbardziej malowniczych we Włoszech, otoczone luksusowymi rezydencjami włoskiej arystokracji i gwiazd Hollywood. Przy każdej willi obowiązkowo znajduje się prywatna przystań, z której celebryci wyruszają na wodne wycieczki. Uroda Como jednak blednie, kiedy zdamy sobie sprawę, że jest jednym z najbardziej zanieczyszczonych akwenów we Włoszech, a na większości plaż obowiązuje zakaz kąpieli. Wycieczka jachtem jest więc nie tyle wyborem, co koniecznością – gwarantuje bowiem brak bezpośredniego kontaktu z wodą. Pływanie wpław jest surowo wzbronione.

Kilkanaście spośród kilku tysięcy jachtów zacumowanych w Marina Del Rey (Kalifornia)  – największej sztucznej przystani jachtowej świata.

Dla bogatych zastrzeżona jest jeszcze jedna rozrywka – golf. Zielone połacie pól golfowych to de facto wielkie gąbki, które przyjmują niebotyczne ilości wody. Średniej wielkości pole w Tajlandii zużywa rocznie tyle wody co 60 tysięcy Tajów, zamieszkujących tereny wiejskie. Dodatkowo potrzebuje w tym czasie półtorej tony chemicznych nawozów – pestycydów i herbicydów, co nie pozostaje bez wpływu na jakość wód gruntowych dostępnych dla lokalnej ludności. Bardzo wodochłonne są też inne oazy luksusu - ośrodki SPA i wellness, które jak grzyby po deszczu wyrastają na wybrzeżach tropikalnych kurortów.

To pole golfowe potrzebuje rocznie tyle samo wody, co 60 tysięcy Tajów. Santiburi Country Club (Koh Samui, Tajlandia).

W takim razie może lepiej zrezygnować z wakacji w upalnych i suchych tropikach i w trosce o zasoby wody wybrać się na zimowy urlop w górach? Płonne nadzieje. W dobie globalnych zmian klimatycznych, trudno liczyć na naturę. Śnieg raz pada, raz nie, a narciarze jeździć muszą. Tu z pomocą przychodzi technologia i armatki śnieżne, które wyprodukują biały puch na zamówienie. Jedyne czego im potrzeba to trochę energii i od kilkudziesięciu do kilkuset litrów wody na sekundę (sic!). A skąd ta woda? Z lokalnych ujęć: rzek i strumieni – tych samych, które są źródłem wody pitnej dla mieszkańców terenów górskich (naturalnie raczej mało zasobnych w wodę). Sprawy nie ułatwiają zanieczyszczenia generowane przez ratraki, rozprowadzające śnieg na stokach. Jak czytamy na portalu ekonsument.pl: „W rejonie miasteczka Zermatt w Szwajcarii używanie ratraków na trasach narciarskich powoduje wyciekanie olejów i zanieczyszczanie lodowców, które są głównym źródłem wody pitnej dla mieszkańców tej miejscowości”.

Produkcja sztucznego śniegu powoduje wiele niekorzystnych skutków w przyrodzie. Szacuje się, że 70% wody zużytej do jego wytworzenia wróci do obiegu wody w miejscu produkcji (jej skład chemiczny będzie już jednak inny niż w momencie pobrania, ze względu na krystalizatory używane do wytwarzania sztucznego śniegu). Aż 30% wody wyparuje i w formie chmur przemieści się na inne tereny, mogąc powodować tam nienaturalne zmiany w pogodzie.

Najwięcej sztucznego śniegu w Europie produkuje się w Alpach – naśnieża się tam w ten sposób 240 kilometrów kwadratowych stoków. Dla przykładu w zespole kurortów Trzy Doliny w Alpach Sabaudzkich działa 1900 armatek śnieżnych, a w Chamonix 400. Wysysają one z lokalnych strumieni tak dużą ilość wody, że jeśli proces ten będzie się pogłębiał, może to poważnie zagrozić zasobom wody pitnej na wybrzeżu Morza Śródziemnego. Źródła rzek zasilających ten region w wodę, znajdują się właśnie w Alpach. A z wcześniejszych akapitów tekstu dowiedzieliśmy się już, że w tej chwili sytuacja w rejonie Morza Śródziemnego jest daleka od zadowalającej.

Produkcja sztucznego śniegu w Camelback Ski Area (Pensylwania, USA). Aż 90% amerykańskich kurortów narciarskich korzysta z tej formy naśnieżania stoków.

Wyjeżdżając na urlop warto pamiętać, że nasza wakacyjna beztroska może przysporzyć sporo trosk – zarówno lokalnym społecznościom, jak i ludziom mieszkającym tysiące kilometrów od miejsca naszego wypoczynku. Globalny rachunek za wodę i tak, koniec końców, płacimy wszyscy. Odkręcając kurek kranu w hotelowej łazience, patrzmy na płynącą z niego wodę jak na drogocenny prezent, który otrzymaliśmy od naszych gospodarzy. Oddają nam coś, co dla nich samych ma wielką wartość. A z prezentami, jak wiadomo, należy się obchodzić z szacunkiem i z wdzięcznością. Tak też postępujmy z wodą podczas wakacyjnych wojaży (i nie tylko!).

Marta Karbowiak



Źródła:

  1. Michael Hall (red.)„Tourism and water use: upply demand and security. An international review”.
  2. Stefan Gössling, Uniwersytet Linneusza, Szwecja: „Tourism and water: Interrelationships and management”.
  3. Sylwester Arabas, „Naziemna produkcja sztucznego śniegu”.
  4. Strona tematyczna UNESCO: „Did you know...? Facts and figures about water and tourism”.
  5. Justyna Szambelan: „Turystyka a środowisko”.


Dowiedz się więcej...